Dzień 5

 

22.02.2015
Muzea Watykańskie, Kaplica Sykstyńska, kościół Santa Maria in Cosmedin, Kapitol, Muzea Kapitolińskie

Co za niezwykłe szczęście, że mieliśmy okazję być w Rzymie w ostatnią niedzielę miesiąca! Dlaczego? Dlatego, że właśnie w tym jednym dniu, Muzea Watykańskie udostępniane są dla zwiedzających bezpłatnie. Jakże nie skorzystać z takiego bonusu!

Nauczeni doświadczeniem dnia poprzedniego uradziliśmy, że nie można stawić się pod bramą muzeum na godzinę otwarcia, czyli o 9:00. Trzeba było zająć kolejkę wcześniej, abyśmy się znowu nie zdziwili.
Jak przystało na prawdziwych bohaterów, nasi mężczyźni zerwali się z łóżek o godzinie 6.00 i o świcie poszli na rekonesans. Udało się im stanąć w pierwszej setce ludzi. Żeńska część kierownicza ogarnęła dzieci, zapakowała prowiant i śniadanko dla trzymających wartę, i przed 9:00 wyruszyła do muzeum. Kolejka wtedy była już mega długa…

Gdy weszliśmy, czas ruszył z kopyta. Mieliśmy tylko 5 godzin na obejrzenie wyjątkowej kolekcji arcydzieł, które biskupi Rzymu zgromadzili w ciągu wieków.
Trzeba było szybko się zorganizować i jak najszybciej wejść na szlak zwiedzania.
Zafundowaliśmy naszym starszakom (Patrycji, Mai i Szymkowi) oferowaną przez Muzea trasę z audio przewodnikami oraz ze specjalnymi mapami poszukiwaczy skarbów. Żeby za szybko się nie znudzili – mieli zadanie do wykonania: znaleźć wszystkie przedmioty wyszczególnione na mapie i opisane przez audio przewodnik. I to się nawet sprawdziło.

Sklepienie Galerii Map w Muzeach Watykańskich
 Trochę trudu kosztowało nas z początku okiełznanie wszędobylskich zapędów Tymka, któremu szczególnie wpadły w oko rzeźby, ale koniec końców posuwaliśmy się jakoś do przodu.

"Szkoła Ateńska" - fragment dzieła Rafaela
Muzea Watykańskie to nie takie sobie klasyczne bogate muzeum. To nieopisanej cudowności galerie obrazów, rzeźb, map, arrasów, kandelabrów, monet, sarkofagów cesarskich, przedmiotów użytkowych i cudów starożytnego świata. A wszystko to w przepysznych wnętrzach pałaców papieskich ozdobionych m.in. ręką Rafaela.
Bazylika św. Piotra to było coś, ale Muzea Watykańskie po prostu położyły nas na łopatki. Nigdy nie widziałam jeszcze w jednym miejscu tak przebogatych i fantastycznych zbiorów. Tam mumie egipskie mają zachowane nawet paznokcie! A rzeźby, przywiezione niekiedy z dalekich stron są tak doskonałe, jakby wczoraj rzeźbiarz odłożył dłuto. Odnosi się wrażenie jakby z całego starożytnego świata Watykan zebrał śmietankę najpiękniejszych skarbów. 

Wnętrze Kaplicy Sykstyńskiej (link do zdjęcia)


Najdłużej siedzieliśmy w Kaplicy Sykstyńskiej tzw. Sykstynie – prywatnej kaplicy papieskiej z magicznymi wręcz freskami Michała Anioła. Gapiliśmy się i gapiliśmy z głowami zadartymi w górę. 
"Stworzenie Adama" - fresk Michała Anioła na sklepieniu Sykstyny
Obłożeni przewodnikami rozgryzaliśmy każdą scenę uwiecznioną na sklepieniu i ścianach tego wnętrzna. Biorąc pod uwagę to, w jakich warunkach powstawały te malowidła – chylimy głowy przed mistrzem! Naprawdę SZACUN! 

25 minut przed zamknięciem, stanęliśmy przed drzwiami jednego z ostatnich, ale też jednego z najbardziej okazałych odcinków trasy muzealnej: Pinakoteki Watykańskiej. Nasi przyjaciele właśnie z niej wychodzili. Do zamknięcia zostało - podkreślam - 20-25 minut, więc wyobraźcie sobie jakie było nasze zdziwienie gdy gburowaty strażnik zakomunikował nam, że już nie można wejść… bo zamknięte!
Nie spotkałam się jeszcze z takim oporem, murem i betonem na prośby o pozwolenie wejścia chociażby na 10 minut. Gość był jak zombi. Nie przyjmował żadnego argumentu. Po prostu - NIE.
No cóż, mamy po co tam wracać, bo Pinakoteka Watykańska zawiera perły sztuki największych wirtuozów pędzla, w tym samego Leonarda da Vinci.

kościół Santa Maria in Cosmedin
Było po 14.00, gdy opuszczaliśmy gmach muzeum. Szybki lunch po drodze i już pędziliśmy do metra, aby udać się do jednego z najpiękniejszych średniowiecznych kościołów Rzymu – Santa Maria in Cosmedin, zawdzięczającemu rozgłos dzięki umieszczonym w przedsionku Ustom Prawdy (Bocca Della Verita). 

Usta Prawdy
Jest to starożytna rzeźba bóstwa morskiego z otwartymi ustami, które według legendy, odgryzie palce każdemu kłamcy wkładającemu tam rękę. Dzieci były niezwykle podekscytowane tym faktem i żywo rozprawiały czy włożą tam ręce, czy nie. Okazało się na miejscu, że wszyscy oczekujący w kolejce do zdjęcia – śmiało pakowali dłonie do ust stwora. My też.














Mimo tego, że robiło się późno i dzieciaki zaczynały stękać, ostatnim punktem do zobaczenia na niedzielę był Kapitol i ewentualnie... Muzea Kapitolińskie (w końcu to formalnie najstarsze publiczne muzeum na świecie, czyli miejsce gdzie zebraną i opisaną sztukę mogli podziwiać już w XV w. wszyscy, nie tylko właściciele kolekcji). Wchodząc od południowego wschodu na święte wzgórze starożytnych Rzymian, mogliśmy nacieszyć oczy nieziemską panoramą Forum Romanum. 


Posąg konny cesarza Marka Aureliusza

Plac na Kapitolu zdobi posąg (a właściwie jego kopia) cesarza Marka Aureliusza wjeżdżającego do Rzymu po zakończeniu wyprawy wojennej. Jest to jedyny starożytny pomnik konny zachowany do naszych czasów. Oryginał znajduje się w Muzeach Kapitolińskich, obok których właśnie staliśmy. Muzea te, to spory kompleks zajmujący…ech tam… zaledwie trzy niewielkie pałace połączone podziemną galerią...

Nadchodził zmierzch, dzieci były zmęczone a część rodziców w rozterce czy wejść do muzeum czy nie. Najmłodsza, półtoraroczna Emilka miała już serdecznie dosyć siedzenia w wózku czy w chuście. Była opcja, że część grupy wejdzie, część poczeka, ale ostatecznie weszliśmy wszyscy, co nie obyło się bez przekupstwa najmłodszych obietnicą dobrych lodów w czasie późniejszym.

Wilczyca Kapitolińska (V wiek p.n.e !!!)
Zaczęliśmy od Pałacu Konserwatorów. Zbiory bez wątpienia niezwykłe, piękne i unikatowe, odzwierciedlające początki i rozwój Rzymu. Do jednych z najsławniejszych zabytków należy bez wątpienia figura Wilczycy Kapitolińskiej z posążkami Remusa i Romulusa. 

Caravagio - "Wróżenie z ręki" (link do zdjęcia)
Sarkofag dziecięcy

Nie sposób było nie dostrzec przepięknych fresków i posągów, czy misternie rzeźbionych sarkofagów i płaskorzeźb.  Pinakoteka skrywa obrazy znanych mistrzów: Tycjana, Caravaggia, Rubensa, van Dycka i wielu innych. Są tam nawet prawdziwe cacuszka z porcelany. 
Niestety, gdy podziwialiśmy te misterne wyroby ręki ludzkiej, Emilka zdecydowanie odmówiła współpracy. Okiełznanie rozdrażnionego i zmęczonego dziecka mocno przekreślało szanse rodziców na zagłębienie się w nurt wielkiej sztuki, toteż ku mojemu wielkiemu żalowi, dość szybko i prawie obojętnie przeszliśmy obok słynnych dzieł.

Po wyjściu z Pałacu Konserwatorów, nasza zaprzyjaźniona rodzinka już kategorycznie zaprotestowała zwiedzaniu z ich udziałem. Wujek Bendżi, zawsze jest pełny humoru, ale tego wieczoru na Kapitolu, nawet jego dopadł kryzys. Robił wprawdzie dobrą minę do złej gry, ale każdy mięsień na jego twarzy wyrażał niewerbalny przekaz: mam dość!

Wenus Kapitolińska
Rany, a obok nas czekał jeszcze Pałac Nowy - obejmujący bezcenną kolekcję rzeźby starożytnej: sławne przedstawienie umierającego Gala, galerię portretów sławnych osobistości świata antycznego – od greckich filozofów po rzymskich cesarzy, czy Wenus Kapitolińską – boginię miłości – stanowiącą inspirację dla pokoleń artystów europejskich. 
Pozostałości po posągu Konstantyna Wielkiego

Uzyskując przyzwolenie od naszych czekających na placu współuczestników wycieczki, popędziliśmy zobaczyć te wszystkie cuda będące wytworem ręki ludzkiej sprzed setek lat. No fakt, przelecieliśmy jak przeciąg po salach tej niewielkiej, ale jakże bogatej ekspozycji. Pilnując Tymka i nie chcąc nadużywać cierpliwości przyjaciół, nie mieliśmy czasu na głębszą analizę szczegółów, nie mówiąc o jakiejkolwiek refleksji, ale ogólne wyobrażenie mamy i największe dzieła widzieliśmy. A są one cudowne!

Podążyliśmy w drogę powrotną. Widok rozciągający się o zmroku z Kapitolu w stronę Forum Romanum zapiera dech w piersiach.





Ogólne zmęczenie naszej dziewięcioosobowej grupy mógł teraz poprawić tylko dobry obiad. Kuchnia: oczywiście włoska!





 







 
















Po spożyciu sutego posiłku, powtórnie byliśmy zachwyceni smakami Italii. A gdy z pełnymi brzuchami wróciliśmy do apartamentu, raczej szybko udaliśmy się na spoczynek. Wujek Bendżi – pierwszy i prawie w opakowaniu...

GALERIA Z DNIA 5



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz