Dzień 1


18.02.2015 
Plac św. Piotra, Zamek Anioła, Piazza Navona,  Panteon, Campo de’Fiori, Wyspa Tybrowa, Circus Maximus, Awentyn  



          W pierwszej kolejności udaliśmy się na Plac Świętego Piotra, gdzie papież Franciszek pozdrawiał i błogosławił przybyłych pielgrzymów. Spora odległość pozwalała dojrzeć jedynie zarys jego postaci, ale na szczęście telebimy przybliżały nam twarz ojca świętego. 



Watykan - Plac św. Piotra z Bazyliką jego imienia
Plac św. Piotra – jeden z najsłynniejszych i najpiękniejszych placów świata – dzieło genialnego architekta Giovanni Berniniego (to nazwisko jeszcze wiele razy towarzyszyć nam będzie w tej wędrówce), robi niesamowite wrażenie!

Plac jest wielki, wręcz majestatyczny z otaczającą go czterorzędową kolumnadą, którą wieńczy attyka ze 140 posągami świętych. Eliptyczna kolumnada ma piękną, symboliczną wymowę - wyobraża ramiona Kościoła przygarniającego każdego w swoje objęcia. 

Stojąc na Placu czujemy wielkość tego miejsca, widzimy też znacznie więcej niż widać w istocie, a to dzięki trikom architektonicznym znakomitego projektanta, któremu rewelacyjnie udało się optycznie oszukać ludzkie oko.  Przykładowo, patrząc w stronę bazyliki z początku kolumnady mamy wrażenie, że całość z biegiem odległości nie zmniejsza się, lecz jest ciągle tych samych rozmiarów, natomiast fasada Bazyliki św. Piotra jest smuklejsza i węższa niż w rzeczywistości. Podobnie, czy wiecie, że stojąc w określonych miejscach na Placu (łatwo je znaleźć bo to umieszczone w bruku nieopodal fontann dwa ciemne kamienie, tzw. centra kolumnady), zobaczyć można jedynie jeden rząd kolumn?! Tak! Pozostałe kryją się dokładnie za nimi!

Widok na Plac św. Piotra z kopuły Bazyliki św. Piotra


Obelisk na Placu św. Piotra
Można byłoby długo rozpisywać się nad każdym detalem tego miejsca. Jedną z ciekawszych rzeczy jest fakt, że na środku placu stoi blisko 40-metrowy egipski obelisk z XIII wieku p.n.e. Ten kamienny kolos z różowego granitu, został sprowadzony do Rzymu przez cesarza Kaligulę. Początkowo, był ozdobą rzymskiego cyrku Nerona, po latach milczącym świadkiem męczeńskiej śmierci na krzyżu Pierwszego Apostoła, w końcu w XVI w. stanął na środku placu przed nową wówczas Bazyliką. W kuli na jego szczycie przechowywane są relikwie Krzyża Świętego. 




Na planie okręgu pod obeliskiem widnieją symbole jednego z żywiołów – „wiatru”. Między innymi, to przy nich rozgrywa się akcja książki i filmu "Aniołów i Demonów".

Symbol wiatru wschodniego - pod obeliskiem na Placu Św. Piotra


Z przewodników turystycznych przeczytałyśmy wycieczce wszystko o tym niesamowitym placu, a że pogoda była piękna i zapraszała do spaceru, zrezygnowaliśmy na tamtą chwilę z wejścia do Bazyliki św. Piotra i idąc reprezentacyjną Via della Conciliazione (Drogą Pojednania) podążyliśmy w kierunku najbardziej charakterystycznej budowli na nabrzeżach Tybru – zamku św. Anioła (Castel Sant’Angelo). 

Via della Conziliazione (Droga Pojednania)








Ten obiekt ma niezwykle ciekawą historię: początkowo było to mauzoleum rodziny cesarskiej, w średniowieczu zamieniono je w fortecę, w czasach renesansu w dolnych kondygnacjach gmachu mieściły się więzienia, w górnych luksusowe apartamenty papieskie. 

Zamek łączy z Watykanem ukryty w murze korytarz (passetto), zapewniający niegdyś papieżom możliwość ucieczki ze stolicy papieskiej do fortecy, w razie zajęcia bazyliki i pałacu. 
Szczyt budowli wieńczy barokowa figura anioła (to nawiązanie do wizji jednego z papieży w czasie zarazy pustoszącej miasto za jego pontyfikatu w VI w.; podczas błagalnych modlitw papież zobaczył anioła, który chowa do pochwy miecz – znak gniewu bożego; odczytano to jako zapowiedź rychłego ustąpienia moru).



Most i Zamek św. Anioła


Przed twierdzą, przez rzekę przerzucono Most św. Anioła (Ponte Sant’Angelo), na którego balustradach umieszczono posągi aniołów z narzędziami męki Chrystusa. 

Krocząc tą drogą, zagłębiliśmy się dalej w labirynt niezwykle uroczych starych uliczek, kierując się prosto na Piazza Navona – wspaniały plac z malowniczymi fontannami i niezwykłą bryłą barokowego kościoła Sant’Agnese in Agone. Na środku placu, oczom naszym ukazał się kolejny obiekt na mojej liście książkowych miejsc - Fontanna Czterech Rzek: Gangesu, Nilu, Dunaju i La Platy, symbolizujących cztery znane w XVII w. kontynenty. To dzieło Berniniego zwieńczone jest oczywiście egipskim obeliskiem. Piękne! Również w tym miejscu rozgrywa się akcja książki Browna.

Piazza Navona z kościołem św. Agnieszki
Fontanna Czterech Rzek pod egipskim obeliskiem na Piazza Navona
Przechodząc okok Palazzo Madama (siedziby Senatu), dotarliśmy do Panteonu - ponoć jednej z najlepiej zachowanych budowli z czasów starożytnego Rzymu, dedykowaną wszystkim bogom, a ufundowaną przez Marka Agryppę. 

Panteon



Budowla jest niesamowita. Całkowicie pozbawiona sztucznego oświetlenia i otworów okiennych, światło (i deszcz jeśli akurat pada) zapewnia sobie dzięki całkiem sporemu okrągłemu otworowi w sklepieniu tzw. okulusowi. 

Okulus w sklepieniu Panteonu
















Panteon pełni funkcję mauzoleum zasłużonych. To tam znaleźliśmy grób Rafaela Santi czy groby pierwszych królów zjednoczonych Włoch. Niespodzianką dla nas, było odkrycie w głównym ołtarzu kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.

15 minut na kanapki oraz zmianę pieluchy najmłodszej turystyki i ruszyliśmy dalej…


Ruiny rzymskich świątyń - Area Sacra dell' Argentina


Campo de'Fiori
Przechodząc obok ruin rzymskich świątyń - Area Sacra dell’ Argentina, które są chyba najstarszym stanowiskiem archeologicznym (dawno temu miał być tam zasztyletowany Juliusz Cezar), po kilku minutach znaleźliśmy się na Campo de’Fiori – najsłynniejszym w Rzymie targu owocowo-warzywnym, nad którym góruje pomnik z posępną postacią Giordana Bruna (wybitnego myśliciela XVI w., który jako pierwszy uczony otwarcie poparł heliocentryczną teorię Kopernika, ale bidula miał pecha, bo nie trzymał z silniejszą ekipą, która twierdziła coś innego, więc spłonął na stosie).

Wanny z term Karakalli przed Palazzo Farnese (link)


Idąc na południe, minęliśmy Palazzo Farnese – majestatyczną rezydencję siedziby ambasady francuskiej, przed którą ustawiono antyczne wanny z term Karakalli, ozdobione liliami, z których tryska woda. Są wielkie!


Wyspa na Tybrze










W końcu doczłapaliśmy do Tybru. Poruszając się wzdłuż jego brzegu dotarliśmy na Wyspę Tybrową – jedyną zresztą rzymską wyspę. Wznosi się na niej Kościół św. Bartłomieja, zbudowany na ruinach starożytnej świątyni Eskulapa. W 1000 r. cesarz Otton III złożył w nim relikwie naszego św. Wojciecha, które otrzymał od Bolka Chrobrego na zjeździe gnieźnieńskim. Miło prawda?


Kościół św. Bartłomieja
Odpoczynek na Wyspie Tybrowej



















My zatrzymaliśmy się na wyspie dla odpoczynku, bo trochę drogi mieliśmy za sobą, a trochę nas jeszcze czekało…







 Idąc ciągle na południe wzdłuż rzeki, dotarliśmy do miejsca gdzie w starożytności odbywały się wielkie wyścigi konne. 
Circus Maximus wypełniał niegdyś całą tamtejszą dolinę.



Circus Maximus













Pozostałości po Circus Maximus












W drugiej klasie ISE, Patrycja i Maja przerabiały w szkole obszerny dział tematyczny zatytułowany „CYRK”  i również o tym miejscu się uczyły – fajnie że mogły zobaczyć teraz na własne oczy pozostałości tego przybytku. Zostało niestety niewiele, bo właściwie park z wielkim trawnikiem, na którym można zidentyfikować relikt nieistniejącej już budowli.



Na pocieszenie, w pobliskiej lodziarni dokonaliśmy degustacji fantastycznych lodów i ruszyliśmy do ostatniego punktu naszej wędrówki – kościoła Santa Sabina na Awentynie, gdzie o godz. 17.00 celebrację liturgiczną sprawował sam papież.

Przed kościołem Santa Sabina na Awentynie
Papież Franciszek odprawiający mszę







No, oczywiście naiwnością byłoby sądzić, że wejdziemy sobie tak po prostu do kościoła, w którym sam biskup Rzymu odprawi nam mszę. Udało się jednak przepchnąć (z dwoma wózkami) przez spory tłum i być  wpuszczonym na ogrodzony dziedziniec, gdzie na przygotowanych w tym celu krzesłach usiedliśmy i mogliśmy uczestniczyć we fragmencie modlitwy. Franciszka powtórnie widzieliśmy… na telebimach. 
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma….


Zaczynało się robić chłodno, a dzieci były już zmęczone, dlatego po jakimś czasie opuściliśmy Awentyn i żegnani gasnącymi promieniami zachodzącego słońca, pognaliśmy do metra.

GALERIA Z DNIA 1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz