Dzień 6


 

23.02.2015
Ostia, Bazylika św. Pawła za Murami, Zatybrze, bazylika Santa Maria in Trastevere


Ostatni dzień naszej wycieczki zaplanowałyśmy – relaksacyjnie.

Pojechaliśmy do Ostii – nadmorskiej dzielnicy Rzymu. Dotarliśmy tam metrem. Pogoda była cudowna, morze spokojne. Wymarzone chwile odpoczynku przed nami.
Relaksacyjny początek dnia w rzymskiej Ostii
Na plażę musieliśmy wejść przez jakiś lokal gastronomiczny czy klub, nie pamiętam. Coś, co nas bowiem uderzyło, to kompletnie zabudowana linia brzegowa. To nie była plaża jaką my znamy. Tam wybrzeże podzielono na malutkie fragmenciki i oddano w użytkowanie właścicielom stojących obok siebie obiektów gastronomicznych lub usługowych. Dziwnie inaczej… Do tego piasek…  jest praktycznie czarny. To też wprawiło nas w zdumienie. Ale do morza pociągnęliśmy ochoczo.

Plaża w Ostii


















O brzeg uderzały małe fale, ale na tyle groźne, że spokojnie mogłyby komuś opłukać łydki. Pomyślałam, że byłoby fatalnie gdyby coś takiego się stało, bo nie mieliśmy nic na przebranie, a Paweł z Tymkiem już wymyślili sobie gonitwę za falami...  Mimo moich ostrzeżeń, po chwili fale gonili już wszyscy. No, na szczęście – wszystkie części garderoby u wszystkich pozostały suche.



Morskie powietrze zaostrza apetyt, toteż postanowiliśmy spożyć kanapki na stojącym nieopodal pomoście wysuniętym nieco w morze. Wzięłam Tymka za rękę i poszłam pierwsza. Żeby wejść na pomost, wyczekałam gdy fale się cofną, chcąc z synusiem przebiec suchą stopą na drugą stronę. Ale właśnie wtedy ktoś mnie zawołał i gdy się odwracałam, poczułam na nogach jakże dobrze znajomy… s z u m i a s t y   b u l g o t...
Stało się to tak szybko, że nie miałam nawet czasu na reakcję.
OŻEŻ TY W MORDĘ ….!!!!

Ja byłam załatwiona po kostki, Tymek - po kolana!
I co teraz?! Ciepło było, ale bez przesady. Nawet w Rzymie w lutym nie ma lata…

Najważniejszy był Tymuś. Rozebraliśmy go do galotów i wcisnęliśmy w zapasowe rajstopki Emilki (chwała Katarzynie za przezorność!). A że pora drzemki właśnie nadchodziła, okryty kocykiem zasnął w wózku. Buty, skarpetki i spodnie wytrzepaliśmy i zawiesiliśmy na budce. Była szansa, że wyschną przynajmniej spodnie.

Niestety dla mnie ratunku nie było, a wkoło żadnego odpowiedniego sklepu również nie. Ale przecież buty, nawet mokre, nie mogły zepsuć mi humoru. W Ostii bowiem było pięknie!  Spożyliśmy sobie kanapki, posiedzieliśmy na słońcu zapatrzeni w palmy na plaży i ze spokojem wróciliśmy do metra.
 

















W międzyczasie – zupełnie przez przypadek tego dnia – odkryliśmy, że na trasie tej linii metra znajduje się Bazylika św. Pawła za Murami (czwarta bazylika papieska!).
No, przejeżdżać i nie zobaczyć?! To jak mieć ciastko i nie zjeść ciastka – jak mawia wujek Bendżi.

Na właściwej stacji wyskoczyliśmy zatem ochoczo z metra celem zobaczenia jeszcze jednego dzieła sztuki sakralnej. Chwilę zajęły jeszcze krótkie przymusowe zakupy, bo chociaż dobry nastrój mnie nie opuszczał, zaczęło mi się robić zimno i mało komfortowo. Na krótkim odcinku między metrem a kościołem, nie było dużego wyboru w potrzebnym mi asortymencie, stąd nabyłam co było: skarpetki od Chińczyka, buty od "Murzyna"…

Bazylika św. Pawła za Murami
Niemniej, jak nowo narodzona wkroczyłam do Bazyliki św. Pawła za Murami (San Paolo fuori le Mura). Zbudowano ją tam, gdzie zgodnie z tradycją, znajduje się grób św. Pawła. Apostoła miała pochować św. Lucyna - 3 km od miejsca jego śmierci. Pierwszy kościół został wzniesiony około roku 324 na polecenie Konstantyna Wielkiego. Do rozmiarów bazyliki rozbudowali go kolejni cesarze.

Niestety podczas prac restauracyjnych wykonywanych w 1823 roku doszło do pożaru, który zniszczył ją niemal całkowicie. Ocalały jedynie Drzwi Święte, wykonane w Konstantynopolu, ozdobione scenami z życia Chrystusa oraz wizerunkami proroków i apostołów (drzwi te otwierane są tylko z okazji roku świętego; ostatni raz w 2000 r. przeszedł przez nie Jan Paweł II). Bazylika została odbudowana na polecenie papieża Piusa VII i ponownie otwarta w 1854 roku. 

Wnętrze Bazyli św. Pawła za Murami
Jest piękna a jej wielkość podkreśla… brak ławek wewnątrz. Najważniejszym miejscem jest oczywiście grób św. Pawła, nad którym wznosi się gotycki baldachim. Najbardziej charakterystycznym elementem wystroju nad kolumnami w nawie głównej i nawach bocznych są umieszczone portrety wszystkich papieży. Popularny przesąd głosi, że gdy zabraknie miejsca na kolejne wizerunki - nastąpi koniec świata.

Wizerunki trzech ostatnich papieży: Franciszka, Benedykta XVI, Jana Pawła II

















Teren bazyliki ma świetnie zorganizowane zaplecze. To pozwoliło nam poddać Tymusiowe buty działaniu suszarki w toalecie, a w kawiarni wypić szybką kawę i czekoladę.

I na zakończenie wycieczki – zupełnie relaksacyjny spacer po tej części Rzymu, gdzie jeszcze nas nie było. Na Zatybrzu. 

Plac Św. Marii na Zatybrzu
Już od starożytności była to dzielnica wyraźnie uboższa od pozostałych. Dzisiaj też radykalnie odbiega od lewobrzeżnych części miasta. Mniej tu sztampowych turystycznych atrakcji, więcej malowniczych uliczek, tradycyjnych małych zakładów rzemieślniczych czy lokali usługowych. 

Dotarliśmy tam kolejno: metrem, pociągiem i tramwajem. Ale warto było bo Zatybrze (Trastevere) naprawdę pięknie prezentowało się wieczorem, gdy liczne restauracje zaczynały zapełniać się gośćmi, a przy wystawionych na zewnątrz stolikach płonęły świece lub płomienie wielkich lamp ogrzewających otoczenie stołów. 

Bazylika Santa Maria in Trastevere

Klucząc nastrojowymi uliczkami, doszliśmy do głównej świątyni tej dzielnicy – bazyliki Santa Maria in Trastevere. Tradycja podaje, że pierwszy kościół zbudował tu papież Kalikst I w 227 r. i że była to najstarsza chrześcijańska świątynia w Rzymie. Pewne jest, że na zamieszkanym przez biedotę Zatybrzu bardzo wcześnie pojawili się wyznawcy nowej religii. Obecną świątynię wzniesiono w XII w.


Wnętrze bazyliki Świętej Marii na Zatybrzu








Gdy podziwialiśmy jej architekturę, okazało się, że szczęśliwie jest jeszcze otwarta! 
Skwapliwie skorzystaliśmy z okazji, aby obejrzeć jej bogate i piękne wnętrza. Właśnie ta bazylika od wieków jest związana z Polską. Już w XVI w. Stanisław Hozjusz, kardynał i wybitny reformator Kościoła, otrzymał ją jako kościół tytularny, a potem został w niej pochowany. Trzeba dodać, że każdy kardynał ma w Rzymie swoją bazylikę, której jest honorowym opiekunem. Tytuł kardynała Matki Boskiej na Zatybrzu przysługiwał, oprócz Hozjusza, także Stefanowi Wyszyńskiemu, a w czasie naszego pobytu w Rzymie należała do Józefa Glempa.


Po wyjściu z kościoła, podążyliśmy najkrótszą drogą w kierunku Tybru, aby ostatni raz idąc jego brzegiem, dotrzeć do naszej kwatery. Dzień pełen zaplanowanego relaksu skończył się tak, że prawie żadne dziecko nie wracało na swoich nogach. Emilka siedziała w chuście u swojego taty, ciągnącego jednocześnie za rękę Szymka, Paweł pchał wózek z Tymkiem, Kasia – wózek z Mają, a ja na własnych plecach (i na zmianę z Pawłem) taszczyłam na wpół żywą Patrycję. NO, TAK WYSZŁO… ale dzień był uroczy!

Obejrzyjcie - You Tube
O! Jeśli pamiętacie lub dopiero zamierzacie oglądać film "Spectre" z udziałem Daniela Craiga jako Jamesa Bonda, wypełniającego tajną misję w Rzymie, nad Tybrem, wspomnijcie nas. Bo my tam właśnie wtedy byliśmy!
Cała ulica, którą wędrowaliśmy była oklejona taśmami, obstawiona barierkami i przygotowywana do zamknięcia. Szczelnie obstawiała ją też ochrona, nie wspominając o gapiach. To właśnie od ochroniarza Katarzyna wyciągnęła newsa, że tego wieczoru kręcono tam sceny do filmu z agentem 007.

GALERIA Z DNIA 6


I tak dobrnęliśmy do końca naszych Rzymskich Wakacji. 



Było pięknie, chociaż program pękał w szwach i czasem niektórzy z nas „pluli krwią”. Cały tydzień mieliśmy wspaniałą pogodę (14-17OC) - idealną na zwiedzanie i podziwianie żywego skansenu, w którym zabytki funkcjonują na zasadzie muzealnych eksponatów, a starożytne ruiny oraz średniowieczne, barokowe i renesansowe kościoły, niezliczone fontanny i pałace - stanowią naturalne tło dla dzisiejszego życia.
Ciche palazzi w kolorze ochry, klasyczne kolumnady i malownicze zabytki, takie jak Koloseum czy Panteon, sprawiają, że Rzym inspiruje, oddziałuje na zmysły i chwyta za serce. 

 



Chyba w żadnym innym miejscu, nie zobaczy się naraz tylu arcydzieł sztuki, reprezentujących wszystkie epoki - od zamierzchłej przeszłości po współczesność. W długiej historii Rzymu bowiem, każda epoka i każde pokolenie pozostawiały po sobie trwałe ślady, których odkrywanie w lutym 2015 r., stało się dla nas fascynującym przeżyciem.

 










 Przez tydzień pobytu w stolicy Włoch, czerpaliśmy pełnymi garściami. Wróciliśmy przebogaci we wszystko co zobaczyliśmy i czego doświadczyliśmy. RZYM podobał się nam bardzo!
 



Nasi towarzysze podróży: Kasia, Zbyszek, Maja, Szymek i Emilka – kolejny raz utwierdzili nas w przekonaniu, ze poznawanie świata razem z nimi, to prawdziwa przyjemność.

 


Mamy nadzieję, ze nasze drogi zejdą sie jeszcze kiedyś na wspólnym szlaku i ponownie wyruszymy ku wielkiej przygodzie! 
  

          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz